niedziela, 15 września 2013

San Marino - POLSKA



Do Bolonii lecimy samolotem w nocy z soboty na niedzielę, 3 osobowym składem. Po dotarciu z lotniska na dworzec, kierujemy się w stronę Rimini, gdzie mieliśmy ogarnięty nocleg na kolejne dni. W oczekiwaniu na wtorek, leżakujemy na plaży, zwiedzamy miasto, wbijamy na stadion AC Rimini i smakujemy Włoskich alkoholi np. piwa Duce :) Swoją drogą w Rimini, na ulicy bez problemu można kupić wina, piwa z etykietami różnych przywódców, a z samym Duce, to i także różnego rodzaju upominki. Do San Marino dostajemy się wraz z naszymi zgodowiczami z Jaroty, którzy wybrali się na ten wyjazd w 2 osoby. Różnica pogodowa daje się we znaki. Między Rimini a San Marino, zaledwie kilka km odległości, natomiast w San Marino klepie konkret, na dodatek leje deszcz. Bilety na mecz w różnych cenach, na nasze sektory 10 i 20 euro. Najbardziej kikolskie środowisko kupuje te za 10 euro, także w tym sektorze pojawia się najwięcej flag. Wśród Wielkopolskich ekip, poza nami i Jarotą widoczni KKS Kalisz i Unia Leszno. My wywieszamy dwie flagi LKS Czarnylas Polska i Jarocin. Ze względu na brak normalnego płotu, zmuszeni jesteśmy przymocować flagę na vlepkowym patencie, niestety drugą połowę musimy trzymać w rękach ze względu na opady, które spowodowały odklejanie się większości vlep. Na płocie flagi takich ekip jak: Bałtyk Gdynia, Chrobry Głogów, GKS Jastrzębie, Góral Żywiec, Górnik Zabrze, Górnik Łęczna, Gwardia Koszalin, Hutnik Nowa Huta, Jeziorak Iława, ŁKS Łódź, MKS Karlino, Odra Wodzisław, Polonia Bytom, Polonia Warszawa, Promień Żary, Radomiak Radom, Wisła Płock, Wybrzeże Gdańsk, Zagłębie Sosnowiec, a także flaga Polsko-Węgierska. Podczas hymnu sporo, odpalonych rac, później w przeciągu meczu, kilka razy ponownie odpalane race i petardy. Pojawiły się także pociski w stronę czerwonych, a najwięcej oberwał uszatek i także w jego stronę zawisł transparent „Jerzy Urban Czerwony Goebbels”. Po meczu zawijamy się do Rimini wraz z zgodowiczami, gdzie trochę popijamy, a następnego dnia kierujemy się do Bolonii. Tam zmuszeni jesteśmy koczować cały dzień jak i całą noc, samolot powrotny mieliśmy dopiero w czwartek rano. Czas ten spędzamy na zwiedzanie miasta, ogarniamy także stadion miejscowej Bolonii. Pod wieczór lekko upici, trochę śpiewamy, a okrzyk „Ria, ria Hungaria!” zbytnio nie podoba się jakiejś grupce młodych komuchów, którzy nie mieli ochoty na walkę a jedynie było ich stać na powiedzenie „I hate fascists, I’m communist” beka. Resztę czasu spędzamy na lotnisku czekając na odlot.