czwartek, 1 września 2011

MW LKS ON TOUR - Serbia i Słowacja...

Na drugą połowę sierpnia, zaplanowaliśmy odwiedzić stolicę Serbii na kilka dni. Jednym z głównych celów było zintegrowanie się z kibicami IM Rakovica Belgrad z grupy Locosi. Również jak i zobaczenie na żywo Delije, przy okazji meczu Zvezda - Javor a wracając z Belgradu zatrzymać się na dwa dni w Słowacji, by zobaczyć mecz Ligi Europejskiej Spartak Trnava – Lokomotiv Moskwa.

Wyjazd zaczynamy lotem z Gdańska do… Szwecji, gdzie stamtąd lecimy prosto do Belgradu. W stolicy Serbii jesteśmy o 23, gdzie czekamy na znajomego z Locosi i jego kumpli ze Zvezdy z grupy BBRS(Belgrade Boys Red Star), którzy wracają prosto z meczu Zvezda – Rennes. Już z samego początku, mamy małe kłopoty z noclegiem, a dokładnie z jego lokalizacją, więc następnego dnia zmieniamy hostel na nowy w dzielnicy Alcatraz. 

Kolejne dwa dni mijają pod znakiem zwiedzania Belgradu jak i integracji z Serbami. W sobotę wybieramy się na pierwszy mecz podczas pobytu na Bałkanach. OFK Belgrad – Jagodina, rywal słaby kibicowsko, więc nie spodziewaliśmy się szału. Na pół godziny przed meczem, spotykamy się ze znajomym z OFK i ruszamy na stadion, miejscowi ogarnęli nam bilety, których cena to 100 dinarów czyli 1 euro… Miejscowych w młynie, około 100 osób, razem z nimi na całym stadionie może ze 300 osób. Brak oświetlenia, monitoringu, powyrywanie krzesełka, chwasty rosnące na całym sektorze, mnóstwo szkła na schodach, jednym słowem prawdziwy klimat old schoolowy :) Blue Union Belgrade momentami nieźle dopingują, pomaga im w tym dach nad ich młynem, dzięki czemu śpiew roznosi się na całym obiekcie. W dalszej części meczu, dosyć specyficznie wygląda ich doping, część osób po przyśpiewce siada a reszta rozchodzi się po trybunach, wracając gdy prowadzący intonuje jakąś przyśpiewkę. Po zakończonym meczu, trochę rozmawiamy z miejscowymi i wracamy do hostelu na dzielnicę Alcatraz, gdzie na sąsiedniej ulicy, widzimy dwóch gości, którzy byli opatrywani, jak nam taksówkarz powiedział, doszło tu do strzelaniny… Zostając przy Alcatraz, mieliśmy przyjemność rozmawiać z kilkoma przedstawicielami Grobari, którzy byli z innych grup. Większość ma negatywne zdanie na temat Alcatraz, traktując ich jako zwykłych mafiosów aniżeli kibiców...

Następnego dnia czeka nas mecz Zvezda – Javor, który był najważniejszym spotkaniem tej wycieczki. Na kilka godzin przed meczem, bierzemy taxi i ruszamy do miejsca w którym umówiliśmy się z Serbami. Po chwili udajemy się do restauracji, gdzie czekał na nas specjalnie przygotowany obiad w typowo Serbskim stylu :) Potem jeszcze małe piwkowanie w dosyć ciekawej okolicy i ruszamy na stadion. Trochę się niepokoimy, że do meczu mała godzina a dopiero ruszamy wszyscy większą grupą na przystanek autobusowy, który na Marakane jedzie 20 minut. Autobus wypchany do granic możliwości, na dodatek jesteśmy świadkami, Serbskiej kultury „wychowawczej” ;) Na stadion się lekko spóźniamy i niestety pierwsza oprawa nas omija. Bilety na sektory tuż obok młyna 4 euro. Jak na takiego rywala jakim był Javor, doping naprawdę robiący wrażenie. Do tego co chwilę odpalane race i petardy, dodawały kolorytu. Delije przez całą drugą połowę, wraz z przerwą meczu, jadą z nową przyśpiewką „Crveno-bele boje je krv u mojim venama…” przy tej przyśpiewce cały sektor spontanicznie skacze, rzuca koszulkami, odpala piro. Po zakończonym meczu, gdy piłkarze podchodzą podziękować za doping, konkretny okrzyk, że każdemu z nas ciarki przeszły po skórze :) Zadowoleni po meczu, żegnamy się z BBRS i łapiemy taryfę na powrót.

W poniedziałek zwiedzamy dokładnie stadion Zvezdy z zewnątrz i wewnątrz. Najciekawsze miejsce jakie nam pokazali Serbowie to siłownia Delije, obwieszona różnymi flagami m.in. Czetnickimi czy flagi Serbii z wizerunkiem Ratko Mladica. Drzwi całe obklejone vlepkami, a w przejściach między pomieszczeniami różnego rodzaju graffiti. Zwiedzanie Marakany kończymy na Delije Shop, gdzie każdy wybiera dla siebie jakieś pamiątki i ruszamy dalej. Dwóch miejscowych z którymi idziemy na miasto, pytają się nas, czy chcemy zobaczyć stadion Partizana. Oczywiście każdy był chętny, tylko co zrobić z reklamówkami „Delije”, usłyszeliśmy, że mamy być po prostu „aggressive” :) Stadiony oddalone od siebie może o minutę drogi z buta. Z zewnątrz podobnie jak na stadionie Zvezdy, mnóstwo graffiti kibicowskich, szablonów czy vlepek

Po zobaczeniu Marakany i stadionu Partizana, oglądamy pozostałości zniszczonych budowli po bombardowaniach NATO. Robimy przypadkowo zdjęcie ambasady USA, przez co strażnicy strasznie się spinają, sprawdzają paszporty i każą usunąć zdjęcia. Ostatni dzień pobytu w Belgradzie spędzamy wraz z przyjaciółmi z Locosi IMR. Pijemy serbską rakiję, piwa i zwiedzamy Kalemegdan z pięknymi widokami. Wieczorem udajemy się na dzielnicę, zamieszkałą przez Locosi. Robimy wspólne zdjęcia, wymieniamy się flagami i koszulkami. Następnie żegnamy się z Serbami i dziękujemy za gościnne dając im Polską wódkę, ci odwdzięczają się Rakiją :)

Wczesnym rankiem w środę, wyjeżdżamy pociągiem z Belgradu w kierunku Bratysławy. W czwartek zwiedzamy trochę Bratysławę, o stolicy Słowacji można napisać, że jest to jedno z piękniejszych miast Europy. Po południu ruszamy do Trnawy na mecz Spartaka z Lokomotivem. Stadion położony blisko dworca, dzięki czemu nie musimy dużo chodzić w strasznym upale. Kupujemy bilety i szukamy miejsca, gdzie można odebrać akredytacje. Jako, że mało kto umiał język angielski, udało się znaleźć faceta mówiącego po Polsku i wprowadza nas do siedziby klubu, ciekawostką było to, że dalej sami sobie chodziliśmy gdzie tylko chcieliśmy i nikt nawet się naszą obecnością nie zainteresował… poza ultrasami Spartaka. Na trybunach prawie komplet, młyn dosyć liczny, gości z Rosji około 150 osób z nimi obecna Żylina z flagą. Obie ekipy dobrze oflagowane, doping Lokomotivu słyszalny czasami, często wrzucają na Spartak na co ci odpowiadają bluzganiem na Żyline. Na trybunach wśród Spartaka widać sporo osób w odzieży „Doberman Aggressive” czy „Ofensywy”. Nawet ochrona, która składała się z kibiców, poubierana w taką odzież a jeden z nich miał na sobie koszulkę ze znanym logiem „Good Night Left Side” ;) 

Spartak na wyjście piłkarzy prezentuje oprawę składającą się z kartoniady i flag na kijach, raz po raz do dopingu włącza się cały stadion co daje bardzo dobry efekt. Po koniec meczu, gdy Lokomotiv strzela bramkę i Spartak ma już minimalne szanse na odrobienie strat, młyn rzuca w piłkarzy Loko butelkami, zapalniczkami i petardami. Lokomotiv sporo bluzga na Spartak, atrakcje po meczowe wisiały w powietrzu. Chwilę przed ostatnim gwizdkiem zawijamy się na dworzec by ominąć tłumy. Na dworcu czekając na pociąg widzimy pojawiającą się grupę Loko a po chwili przypadkowe osoby ze Spartaka, które pozdrawiają „Spartak Moskwa” a zaraz krzyczą „Moskiewskie kurwy” czy „Jebać Rosje” Co wypadało by zostawić bez komentarza. Lokomotiv rusza w kierunku spinających się z okrzykiem „hu hu hu!” ci palą wroty a policja otacza Loko na peronie. Podróż powrotna do Bratysławy, zapowiadała się z atrakcjami, ponieważ wszyscy czekający Rosjanie jechali w tym samym kierunku co my. Na peronie, trochę nas obcinają wzrokiem, po chwili z sąsiedniego peronu Spartak się spina i Loko ponownie rusza w ich kierunku, ktoś ze Spartaka wyłapał, reszta zdążyła się zawinąć a dalej to już psy wjeżdżają na tory i trochę leci kamieni. Po wejściu do pociągu wybieramy sam przód, ponieważ Loko wbija na sam koniec. Mimo to, po kilku minutach, do przedziału wchodzi cała banda Rosjan i po chwili nas wyczaili, pytają się czy jesteśmy Spartak, dosyć nieciekawie to wyglądało, bo sporo osób się na nas wrogo patrzyło. Gdy usłyszeli, że jesteśmy z Polski, spytali się tylko jaka ekipa, a po chwili zaczęli przybijać z nami piątki, robić wspólne zdjęcia i mówić, że jesteśmy ich braćmi ;) Zaraz potem zaczęła się wymiana vlepek, opowieści kibicowskich i nie tylko, np. jak sami powiedzieli „W Moskwie nie bijemy się z antifą, my ich zabijamy”. Niektórzy chwalą się bliznami po przygodach z kosami ;) 

Po przyjeździe do Bratysławy, było słychać na mieście tylko Rosjan a nawet wrzuty na Legie. Następnego dnia wracamy do Polski, ze Słowacji do Czech jedziemy na krzywy ryj, wszyscy podróżni grzecznie podają bilety do kontroli, my stwierdziliśmy, że będziemy robić odwrotnie ;) Dalsza podróż spokojna, bez dziwnych przygód ;)

Wielkie podziękowania dla przyjaciół z Serbii za ich gościnność! Kosovo je Srbija!


Relacja: MW LKS