wtorek, 5 lutego 2013

Instynkt Przetrwania #3: Winter Night

Na zewnątrz mróz -9°C, niby żadna ekstremalna temperatura, jak na naszą strefę klimatyczną i przypadającą na koniec stycznia zimową porę roku. A jednak siedząc w ogrzewanym mieszkaniu, wizja spędzenia nocy w lesie, bez namiotów i specjalistycznego sprzętu wyprawowego, przeznaczonego do temperatur minusowych, wydaje się nader ryzykownym wyczynem i odstrasza wielu śmiałków. Nie mniej jednak, dwuosobowa delegacja Aktywu Północnego postanowiła sprawdzić się w tej niecodziennej sytuacji. Po spakowaniu podstawowego sprzętu i ubrań do jednego plecaka, ruszamy w głąb pomorskich lasów ku przygodzie - a raczej ku przetrwaniu.
Parę godzin marszu przez ośnieżone lasy, nie było dla nas wielkim wyzwaniem, jednakże dzięki niemu pozbyliśmy się zapasu energii i zmęczenie dało o sobie znać. W trudnych, zimowych warunkach, brak snu i niedostatek kalorii mają bardzo duży wpływ na organizm a także psychikę. Główne założenia wyprawy to rozbić tymczasowy obóz, rozpalić ogień, zdobyć wodę, uzupełnić kalorie i przetrwać noc w takim stanie by rano kontynuować marsz, gdyż trzeba znowu pokonać tę samą trasę, aby powrócić do cywilizacji. Podczas marszu podziwialiśmy piękno przyrody, choć czasem trzeba było pokonywać naturalne przeszkody w postaci wzniesień i wąwozów. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wybraliśmy miejsce na obóz, pośród gęstych choinek, które miały nas częściowo chronić od wiatru. Wiatr w taką pogodę znacznie zwiększa odczuwalność temperatury i przy -9°C ma się wrażenie, że jest -15°C lub jeszcze zimniej. Zbieranie drewna na budowę izolacji i na ognisko dodatkowo nas zmęczyło i co niektóre ubrania zaczęły przemakać, głód także zaczął dawać o sobie znać. Czas rozpalić ogień. Niełatwe zadanie, zwłaszcza, że temperatura spadła do około -14°C, na szczęście było bezwietrznie. Po pierwszych nieudanych próbach krzesania ognia, zaczyna działać psychika, oczywiście na niekorzyść. Człowiek zaczyna się spieszyć i wykonywać czynności niedbale, co skutkuje kolejną nieudaną próbą rozpalenia ogniska. Cały proces należy powtórzyć. Tak naprawdę, rozpalenie ognia następuje w głowie, oczywiście nie chodzi mi tu o samozapłon siłą umysłu, lecz o opanowanie, spokój i koncentracje na tym jednym zadaniu. Nic innego się nie liczy w tym momencie. Jeśli się poddamy to koniec, a więc musimy rozpalić ogień, bo nikt inny za nas tego nie zrobi. Analizując, co poszło nie tak w poprzednich próbach, eliminujemy negatywne czynniki a każdą czynność wykonujemy dwa razy dokładniej niż poprzednim razem, powtarzając sobie motto: nie ma, że boli, ogień da się rozpalić w każdych warunkach (no chyba, że na środku morza - tylko, po co?).Udało się. Teraz tylko rozpalić ognisko na tyle, by nawet w przypadku wygaszenia, można by było rozpalić na nowo za pomocą żaru i temperatury paleniska. Niestety, drewno pali się bardzo opornie. Gorzej niż byłoby mokre. Zamarznięte drewno, po wrzuceniu do ogniska, najpierw się rozmraża, potem wyparowuje woda, co łączy się dużą ilością dymu i dopiero w ostatnie fazie się pali i to nadal niechętnie. Na to nic nie poradzimy. Można ewentualnie rozłupać drewno na kawałki i suszyć wokół ogniska. W sumie to nie wiem czy z zasady drewno w niskich temperaturach słabo się pali czy po prostu zanim zamarzło było dość mocno przemoczone. Ogólnie to by utrzymać jakąś sensowną temperaturę, bo o dużym ogniu nie ma mowy, trzeba cały czas pilnować ognia i dorzucać, najlepiej nie za duże kawałki drewna. Ogrzaliśmy przemarznięte kończyny i gdy wróciło czucie w dłoniach, stopiliśmy śnieg w menażce uzyskując wodę. Po zagotowaniu sporządziliśmy ciepłą strawę. Można iść spać. Przygotowane izolacje z żerdzi i gałązek choinek przysunęliśmy bliżej paleniska, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że nie ma szans na ciepło przez całą noc. Księżyc w pełni oświetlał nasz obóz a niebo zasypane gwiazdami prowokowało do przemyśleń. Zbudził nas zimny, przeszywający wiatr. Trzeba na nowo rozpalić ogień, i dodatkowo zabezpieczyć te części ciała, które najbardziej marzną. Można wracać na legowiska. Zrywamy się wcześnie rano, gdyż to nie wczasy i trzeba ruszać. Spożywamy śniadanie w marszu. Jesteśmy na tyle wypoczęci, by maszerować kolejny dzień, rozbić kolejny obóz, rozpalić ponownie ogień… Niestety jutro poniedziałek, trzeba wrócić do codziennych zajęć. Wracamy, więc do ciepłych domów, zachowując w pamięci lekcje charakteru, jaką dała nam natura. Zachęcamy wszystkich do podejmowania wyzwań, poznawania swoich możliwości i przezwyciężania słabości oraz dążenia bliższego poznania natury i jej praw.

W.

Źródło: Aktyw14.net